Buchenwald i koncerny farmaceutyczne. Przemilczana rocznica 



Na dwa lata przed wybuchem II wojny światowej, 15 lipca 1937 roku do Buchenwaldu przywieziono pierwszy transport więźniów. 149 przerażonych ludzi wyładowano z ciężarówek i zagnano do budowania obozu, w którym finalnie miało znaleźć śmierć ponad 50 tysięcy osób.

Pewną część z tej liczby stanowią ofiary zbrodniczych eksperymentów pseudomedycznych prowadzonych na zlecenie niemieckich koncernów farmaceutycznych, przede wszystkim istniejącej do dzisiaj firmy Behring. Eksperymenty medyczne – zbrodnicze, jak się ich autorzy przekonali po wojnie w Norymberdze – prowadzone w Buchenwaldzie miały na celu odkrycie skutecznego sposobu zakażania ludzi durem (kiedyś nazywanym tyfusem), ocenę skuteczności i bezpieczeństwa szczepionek przeciwko tej chorobie oraz efektywności lekarstw przeciwdurowych, takich jak rutenol, akridin i inne. Doświadczenia tego typu były prowadzone w Buchenwaldzie co najmniej od jesieni 1939 roku. Najstarszy, pisemny dowód tej działalności, pochodzi z 15 listopada 1939 r. To krótka notatka cytowana przez Ernsta Klee. Lekarz obozowy przesyła koncernowi farmaceutycznemu Behringwerke informację dotyczącą szczepionki przeciwko błonicy: „W przesyłce ekspresowej, która dzisiaj nadeszła, numer pakowania 145 635, w różnych kartonach znajdowały się rozbite butelki, zawartość wylała się (…) Rozbite butelki zostaną odesłane wraz z pustą skrzynią, z prośbą o nowy materiał”. 

W Buchenwaldzie „przeprowadzano doświadczenie tolerancji ustroju ludzkiego na różne szczepionki przeciwmalaryczne oraz na złożoną szczepionkę przeciw ospie, durowi brzusznemu i plamistemu, paradurom A i B, cholerze i błonicy” – piszą A. Jakubik i Z. Ryn w artykule „Eksperymenty pseudomedyczne w hitlerowskich obozach koncentracyjnych”. Być może były to pierwsze z takimi rozmachem przeprowadzone badanie nad szczepionkami skojarzonymi. Jeszcze szerzej opisuje prowadzone w Buchenwaldzie doświadczenia Jan Masłowski, autor posłowia do książki Jerzego Osuchowskiego (Zapomnieć nie mogę. Wspomnienia więźnia małego obozu w Buchenwaldzie. Wydawnictwo Literackie Kraków, 1975): „W Buchenwaldzie prowadzono bezlitosne eksperymenty pseudomedyczne, m.in. wszczepiając więźniom tyfus plamisty; wypróbowywano na nich różne preparaty chemiczne, szczepionki i leki (rutenol, akridin i inne); zakażano malarią, dyfterytem, ospą itp.; stosowano trucizny (np. pochodne alkaloidów); około 90% ofiar eksperymentów umierało”. 

Jak to się stało, że Buchenwald wybrano na centrum eksperymentów nad szczepionkami przeciwko durowi? Niemców nurtował pewien problem techniczny. Szczepionka Weigla z wnętrzności wszy była skuteczna, bezpieczna i… skomplikowana w produkcji. Nie tyle sam proces produkcyjny stanowił problem, co efektywność metody, a w konsekwencji koszty produkcji jednej szczepionki. Znana była za to inna szczepionka, nazywana różnie, ale zwykle od nazwisk badaczy pracujących nad nią, czyli Cox-Haagen-Gildemeister, uzyskiwana z kultur żółtkowych (Eigelbkulturen). Tutaj zaletą była szybkość produkcji, ale na początku lat 40. jej skuteczność stanowiła zagadkę. Istniały poważne przesłanki mówiące o tym, że będzie ona podobnie efektywna co preparat wyprodukowany na bazie pomysłu Weigla, ale dowodów brakowało. 

Temat ten pojawił się 29 grudnia 1941 roku w Berlinie w trakcie rozmowy, w której brali udział między innymi sekretarz stanu do spraw zdrowia w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych Leonardo Conti, radca Bieber z ministerstwa spraw wewnętrznych, doktor generał Siegfried Handloser jako przedstawiciel Wehrmarchtu, dr Scholtz – przedstawiciel inspekcji sanitarnej, doktor Joachim Mrugowsky z Instytutu Higieny Waffen-SS, dwóch lekarzy z „rządu Generalnej Guberni”, dr Zahn z IG Farben (Bayer) Leverkusen, dr Demnitz – dyrektor zakładów Behringwerke w Marburgu. W dokumentach z procesu lekarzy w Norymberdze znajduje się protokół sprawozdawczy z tego spotkania, a na nim taka notatka: „Szczepionka wyrabiana obecnie przez zakłady Behringa z kurzych jaj wysiadywanych przez kwoki ma być poddana próbie co do jej skuteczności”.

Skuteczność szczepionek w normalnych warunkach bada się tak, że obserwuje się przez dłuższy czas osoby zaszczepione i sprawdza się, jaka część z nich zachoruje na chorobę, na którą ma uodparniać dana szczepionka. Drugi, bardziej elegancki, choć nie zawsze dostępny sposób, to sprawdzenie po pewnym czasie, czy osoby zaszczepione wytworzyły przeciwciała. W obozach koncentracyjnych stosowano trzecią, nieetyczną i zbrodniczą metodę: sztucznie zarażano zaszczepione osoby chorobami. Śmiertelność wśród więźniów poddawanych eksperymentom była olbrzymia: umierali w efekcie powikłań poszczepiennych, umierali później sztucznie zakażani chorobami, a jeśli jakimś cudem przeżyli – byli mordowani jako „nosiciele tajemnicy”.

W przygotowywanej przeze mnie książce poświęconej eksperymentom pseudomedycznym w obozach koncentracyjnych nie tylko opisuję cały proces testowania szczepionek i leków na więźniach obozów koncentracyjnych ale również pierwszy raz ujawnię dokładny skład szczepionki produkcji koncernu farmaceutycznego Behring, którą testowano m.in. w Buchenwaldzie, Mauthausen-Gusen oraz prawdopodobnie w Stutthofie i Potulicach. Teraz zdradzę tyle, że była to szczepionka „cztery w jednym”, niosąca za sobą ogromne ryzyko powikłań i niepożądanych odczynów poszczepiennych oraz zachorowań na dur (tyfus) poszczepienny.

Artykuł miał pierwodruk na portalu Nasza Polska.