Katastrofa myśliwca pod Bydgoszczą



W środku przylegającego do Łochowa lasu znajdziemy niepozorny krzyż na polanie. W tym właśnie miejscu 25 stycznia 1960 roku doszło do katastrofy samolotu Lim-2. Do dzisiaj trudno jest znaleźć jakąkolwiek informację na ten temat.

Samolot myśliwski Lim-2 był radziecką konstrukcją zbudowaną na bazie samolotu odrzutowego MiG-15. Pierwszy egzemplarz został wyprodukowany w Mieleckich zakładach 17 września 1954 roku. Produkowano je raptem dwa lata, do 23 listopada 1956 roku zostało oddanych do użytku 500 maszyn, które służyły w pułkach szkolnych i bojowych w całym kraju. Samolot w najbogatszej wersji był uzbrojony w dwa działka NR-23 (950 strzałów na minutę), jedno działko NS-37 (250 strzałów na minutę), fotokarabin S-13, celownik automatyczny, dwie bomby 50 do 100 kg, podwieszane wyrzutnie rakietowe.

Samolot miał jedną bardzo poważną wadę: w czasie lotu z dużą prędkością tracił stateczność. „W niekontrolowany sposób zwalał się na skrzydło i przechodził w locie odwróconym w nurkowanie. Przyczyna tego leżała w złej jakości wykonania skrzydeł oraz braku sztywności ich konstrukcji” – czytamy na stronie Muzeum Lotnictwa Polskiego.

Ten konkretny egzemplarz pilotował bardzo doświadczony (blisko 600 godzin spędzonych w powietrzu), urodzony 20 czerwca 1932 roku Jan Tatarewicz. Trudno jest dzisiaj odtworzyć wydarzenia sprzed lat. Wiemy na pewno, że samolot wystartował z bydgoskiego lotniska w nocy i z niewyjaśnionych przyczyn uderzył w ziemię w lesie, w okolicach Łochowa. Pilot zginął na miejscu. Podawano wówczas poranną godzinę katastrofy, choć w rzeczywistości miała ona miejsce w nocy. Oficjalną przyczyną katastrofy było pęknięcie instalacji paliwowej, w wyniku czego do kabiny przedostał się materiał napędowy. Jak wiele innych katastrof wojskowych, także i ta została za komuny utajniona i nie można było o niej mówić. Wojsko bardzo oględnie posprzątało miejsce wydarzenia, mieszkańcy i grzybiarze jeszcze przez długi czas znajdowali nie tylko elementy samolotu, ale również fragmenty munduru ofiary wypadku. Miejscem katastrofy nie interesowało się później ani polskie wojsko, ani państwo. Skromny krzyż postawił jeden z mieszkańców okolicy.

Tekst miał pierwodruk na portalu historianaprawde.pl