Zbrodniarze w kitlach. Jak lekarze uciekali przed odpowiedzialnością i sumieniem



Wielu nazistów wydawało się nie mieć żadnych ludzkich uczuć, ale kilku z całą pewnością ich nie miało. Męczyli i mordowali więźniów obozów koncentracyjnych na zlecenie przełożonych, koncernów farmaceutycznych, ale i po to, żeby zaspokoić swoje chore potrzeby.

Jednym z takich zwyrodnialców był Otto Heidl, lekarz, który potrafił własnoręcznie mordować noworodki. Przez kilka lat po wojnie spokojnie leczył ludzi w małej bawarskiej miejscowości. Aresztowany w 1955 roku nie doczekał procesu sądowego. Powiesił się w celi w przeddzień przesłuchań pierwszych świadków. Jego podwładny, rówieśnik, równie bezwzględny imiennik Otto Knott dostał za swoje zbrodnie wyrok raptem trzech lat i trzech miesięcy więzienia. W pierwszy procesie, bo w drugim został uniewinniony. 

Otto Heidl urodził się w 1910 roku w rodzinie sudeckich Niemców. Nie przeszkodziło mu to odbyć służby wojskowej w armii czechosłowackiej: w latach 1937/1938 służył w praskim szpitalu jako lekarz wojskowy. Wcielenie Czechosłowacji do Niemiec przyjął z zadowoleniem. Ewidentnie wierzył w brednie narodowego socjalizmu: 20 października 1938 roku wstąpił do SS, a 1 listopada 1938 roku do NSDAP. Na rok przed wybuchem II wojny był lekarzem w sanatorium Wiesengrund w Sudetach. W lutym 1941 roku (inne źródła mówią o czerwcu 1940 r.) został powołany do Waffen-SS. 

Pierwsze kroki w piekle stawiał w obozie koncentracyjnym Auschwitz. Pracował tam jako lekarz obozowy do 24 marca 1942 do 11 września 1942 roku. Zanim 28 września 1942 roku został głównym lekarzem obozu koncentracyjnego Stutthof zaliczy także „praktyki” w obozach Mauthausen, Gross-Rosen i Natzweiler-Struthof. 

Doktor Heidl biorąc na siebie obowiązki głównego lekarza obozu Stutthof doskonale wiedział, na czym polega ta praca. Wiedział, że nie chodzi o leczenie, tylko o możliwie szybkie uśmiercanie w komorze gazowej, poprzez wstrzykiwanie trucizny wprost do serca i selekcję więźniów na nadających się do pracy i nadających się „na szmelc”. Równie ważne co mordowanie było dla Niemców i osobiście doktora Otto Heidla przeprowadzanie na zlecenie niemieckich koncernów farmaceutycznych zbrodniczych eksperymentów pseudomedycznych na więźniach obozu. 

Heidl był autorem niecodziennej, nawet jak na realia III Rzeszy, terapii wszystkich chorób. Zimą 1944 roku wprowadził obowiązkowe ćwiczenia gimnastyczne dla ciężko chorych, co miało przyspieszyć ich proces zdrowienia. Ćwiczący w lutym i marcu 1944 roku, na mrozie, w samych spodenkach, koszulkach i drewniakach, chorzy na gruźlicę i inne choroby, umierali masowo. Tylko w pierwszych dniach kwietnia pochowano 250 chorych. Warto pamiętać, że – cóż za zbieg okoliczności – właśnie w lutym 1944 roku Instytut Higieny i Anatomii Patologicznej w Gdańsku, kierowany przez profesora Rudolfa Spannera, rozpoczął próbną produkcję mydła z ludzkiego tłuszczu. Głównym dostawcą „materiału” był obóz Stutthof. 

Wiadomo dzisiaj, że doktor Otto Heidl otrzymał od szefa urzędu D III (Główny Urząd Gospodarczo-Administracyjny SS, Obozy Koncentracyjne – Sprawy Sanitarne i Obozowa Higiena) rozkaz znany pod kryptonimem „T4”. Zawierał on polecenie eutanazji chorych nie rokujących szans na wyzdrowienie.

Z tego też względu co jakiś czas, raz – dwa razy w tygodniu, dr Heidl podczas obchodu rewiru dokonywał likwidacji tzw. nadwyżki chorych. W pierwszym rzędzie na śmierć skazywano chorych, którzy zbyt długo przebywali w rewirze, mieli przez dłuższy czas temperaturę 38-39 stopni i nie rokowali nadziei na szybkie wyleczenie oraz tzw. krypli, kaleki i wynędzniałych chorych będących już na wykończeniu

– pisze Danuta Drywa (w: Stutthof. Hitlerowski obóz koncentracyjny, 1988, str. 269). Chorych zabijano dokładnie tak samo jak w innych obozach: przez wstrzykiwanie fenolu dożylnie lub dosercowe, choć w aktach zgonu wpisywano zwykle „na serce”.

W przypadku „szpilowania” więźniów chorych psychicznie w ich dokumentach odnotowywano dwa rodzaje przyczyn zgonów, na przykład psychozę więzienną i pląsawicę czy też wyczerpanie, jak w przypadku więźniarek – Wiktorii Jankowskiej uśmierconej 9 grudnia 1941 roku i Marii Piotrowskiej zamordowanej 23 stycznia 1942 roku. Dnia 13 marca 1942 roku w szpitalu „zaszpilowano”, o czym wiemy z relacji współwięźniarek, Irenę Witkowską, która dostała ataku histerii

– pisze Drywa. Szpilowaniem nazywano w obozach mordowanie więźniów poprzez bezpośrednie wstrzykiwanie w serce fenolu lub benzyny. 

Litewski więzień, profesor Balis Srouga widział szpital z bliska, bo przez pewien czas był tam „pisarzem”:

W marcu 1943 roku szpital męski składał się z czterech-pięciu sal, pomieszczenia biurowego, apteczki, kuchni, umywalni z wanną i prysznicem, służącej zarazem za kostnicę, i jeszcze kilku nędznych nor. (…) Komendantem szpitala był lekarz, doktor Heidl. (…) Heidl był wysokim, chudym, lecz zgrabnym szatynem, lat około trzydziestu pięciu. Twarz miał raczej inteligentną, oszpeconą jedynie blizną, będącą pamiątką burszowskiej młodości. Chodził z opuszczoną głową. Bardzo uprzejmy. Heidl był jedynym esesmanem w obozie, który posiadał dyplom, a więc wyższe wykształcenie. Nie tylko nie bił więźniów, ale nawet nie przeklinał. W ciągu lat nie padło z jego ust ani jedno brzydkie słowo, a to już zupełnie nie było podobne do esesmana. Swoim nazwiskiem firmował jednak wszystkie zbrodnie, jakie popełniano w obozie

(Las bogów, Wydawnictwo Morskie, Gdynia 1965, str. 79). Jak pisze Srouga, „czasami przysyłano do obozu więźniów, których władze Stutthofu nie decydowały się ani rozstrzeliwać, ani wieszać. Więźniów skazanych na śmierć kierowano do Heidla na „specjalne zastrzyki”. W takich wypadkach Heidl jako przyczynę zgonu wpisywał do akt: AKS” (ogólna utrata sił). Jakie „specjalne zastrzyki” zabijały więźniów? Prawie na pewno był to stosowany powszechnie w obozach koncentracyjnych fenol. Tani i skuteczny.

Otto Knott został przeszkolony w obozach Sachsenchausen (Oranienburg) i Majdanek. W Stutthofie pełnił służbę od wiosny 1940 roku, początkowo jako strażnik, a od 1943 roku jako sanitariusz i dezynfektor. Jego głównym obowiązkiem było dokonywanie selekcji więźniów i wrzucanie Cyklonu B do komory gazowej, w której mordowano głównie Żydów. Uwielbiał zabijać, robił to także za pomocą zastrzyków fenolu, a kiedy zdarzyła się możliwość rozstrzeliwania, chętnie z niej korzystał. 

Z moich badań wynika, że na więźniach obozu w Stutthofie prowadzono liczne eksperymenty pseudomedyczne, których intensywność zdecydowanie nasiliła się od wiosny 1943 roku i które trwały do ostatnich chwil przed ewakuacją obozu. Doświadczenia te można podzielić na kilka rodzajów, ale trzeba pamiętać, że bardzo często na jednym więźniu przeprowadzano różne eksperymenty. Były to m.in.: zbędne operacje chirurgiczne, operacje oczu, badania nad chorobami zakaźnymi i szczepionkami głównie przeciwko malarii i tyfusowi, doświadczenia ginekologiczne i ukierunkowane na sterylizację więźniarek i więźniów, badania nad ropowicą (flegmoną), eksperymenty związane z niskimi temperaturami. Zleceniodawcami tych bez wątpienia zbrodniczych doświadczeń były w zakresie przydatności dla wojska Wehrmacht, a w kontekście preparatów farmakologicznych koncerny farmaceutyczne działające pod wspólnym szyldem IG Farben. 

Jedną z ofiar eksperymentów, która cudem przeżyła piekło obozu, była sanitariuszka z Powstania Warszawskiego Zofia Błauciak. W sierpniu 1944 roku został w płonącej Warszawie zatrzymana i pod numerem 87077 osadzona w Stutthofie. Kiedy było już dla każdego oczywiste, że Niemcy chylą się ku upadkowi, w styczniu 1945 roku pani Zofia została skierowana do rewiru, obozowego szpitala.

Wprowadzono nas do izby, gdzie mężczyzna w mundurze, w białym kitlu, nie pytając co nam dolega kazał nam obnażyć pośladki i wszyscy po kolei otrzymaliśmy zastrzyki o nieznanej zawartości (…) Po kilku godzinach dostałam silnej gorączki. Po paru dniach utrzymywania się gorączki zostałam skierowana do rewiru. Na całym ciele pojawiły się wypryski ropne, które zaczęły się jątrzyć i powstawały nacieki ropne na pośladkach udach, w okolicy pachy i na policzku. W rewirze zachorowałam na tyfus, często traciłam przytomność, był to tyfus brzuszny i plamisty

– zeznawała po wojnie pani Zofia, która w szpitalu była trzymana aż do kwietnia 1945 roku, kiedy zarządzono ewakuację obozu.

Po tyfusie nadal pojawiały się owrzodzenia, ropniaki i stan ten trwał do czerwca 1945 r. Koleżanki, które ze mną otrzymywały zastrzyki miały podobne objawy co i ja, a kilka z nich zmarło. Były to szczepienia dokonywane eksperymentalnie na nas przy użyciu nieznanej nam szczepionki

– twierdziła pani Zofia. Czy była ona ofiarą tyfusu poszczepiennego? Czy testowano na niej którąś ze szczepionek przeciwtyfusowych firm Bayer lub Behring? A może otrzymała ona szczepionkę przeciw ropowicy, a tyfus był konsekwencją radykalnego obniżenia odporności wymęczonego obozowymi warunkami organizmu? Tego już nigdy nie będziemy pewni, tak samo jak nie będziemy w stanie nigdy podać precyzyjnej liczby więźniów, których w obozie Stutthof poddano zbrodniczym eksperymentom pseudomedycznym.

Pierwsze postanowienie o tymczasowym aresztowaniu Heidla zostało wydane przez polskie władze 10 października 1947 roku. Prokurator zarzucał mu, że pełniąc funkcję lekarza w Stutthofie „znęcał się nad więźniami tegoż obozu i uśmiercał ich”. Jednak wniosek ekstradycyjny został przez Brytyjczyków zarządzających obozem, w którym był internowany Heidl, odrzucony.

Po wojnie zarówno Heidl jak i Knott żyli w Niemczech jakby nic się nie stało. Doktor Heidl prowadził w bawarskiej miejscowości Tegernbach koło Regensburga praktykę lekarską. Czym zajmował się Knott, nie wiadomo. Faktem jest, że dopiero w 1955 roku obaj zostali wezwani przez sąd i aresztowani przez niemieckie służby. Podczas przygotowań do procesu w Bochum Otto Heidl powiesił się w celi na dzień przed pierwszymi przesłuchaniami świadków. Otto Knott był silniejszy psychicznie i doczekał ogłoszonego 5 stycznia 1957 roku wyroku: trzy lata i trzy miesiące więzienia. W 1964 roku znów postawiono go przed sądem i znów zarzucono udział w mordowaniu setek więźniów. Tym razem Knott został uniewinniony i zapadł się pod ziemię. Jego dalsze losy są nieznane.